„Czas Herkulesów” - recenzje i wywiady

„Czas Herkulesów” - recenzje i wywiady

31 lipca 2017 r.

To ostatnia powieść o komisarzu Maciejewskim, nagrodzona Złotym Pociskiem za najlepszy kryminał historyczny 2017. Wkrótce cykl zamknie zbiór opowiadań Gliny z innej gliny, lecz zanim to nastąpi, zbieramy w pigułce wybrane recenzje i rozmowy wokół wydanego w 2017 roku Czasu Herkulesów.

Gdy będą Państwo przeglądać dalsze fragmenty recenzji i klikać na linki, w tle polecamy półgodzinną prawie rozmową M. Wrońskiego z Anną Dziewit-Meller dla Bukbuk.pl świeżo po wydaniu książki.

W Czasie Herkulesów zachwyca przede wszystkim poczucie humoru autora, niebanalne dialogi i ciekawe kreacje bohaterów. Szczególnie zaakcentowano relacje panujące między śledczymi, ich wady, przywary, słabostki, gotowość do knucia i intryganctwa. Zyga jest genialnym śledczym. Pozwólcie, że zacytuję jego słowa: „Jestem takim samym leniem patentowanym jak wy i każdy inny w korpusie Policji Państwowej. […] Najbardziej lubię pić wódkę i łowić ryby, ale skoro już muszę użerać się na służbie z przygłupimi gliniarzami, to dwojga złego wolę prawdziwą robotę policyjną niż obijanie się”.

Anna Ruszczyk, gazetasledcza.pl

Autor rzucając Maciejewskiego do Chełma przywołuje jednak nie tylko zabytki i miejsca. Na jego drodze, poza całą galerią fikcyjnych postaci (jest nawet znany z powieści Andrzeja Pilipiuka - Jakub Wędrowycz), stawia też autentyczne, zasłużone nie tylko dla miasta postaci. Odżywają więc na kartach powieści takie osoby jak:  Bolesław Zygmunt Wirski, Zenon Waśniewski czy redaktor kultowej swego czasu w całej Polsce literackiej „Kameny” - Kazimierz Andrzej Jaworski („wiersze Miłosza wrzucamy do kosza”).

Tomasz Moskal

Wątki miejskie i regionalne interesowały także miejscowych dziennikarzy podczas konferencji prasowej przed spotkaniem z czytelnikami w Chełmie.

- Panie Marcinie, teraz widzi pan, jaki jest Chełm ładny, zadbany itd. A jaki Chełm jest w pana powieści?

- Brzydki, brudny i niehigieniczny.

Więcej w materiale Radia BonTon. Chełmskie inspiracje ciekawiły także dziennikarzy warszawskich, m.in. Beatę Zatońską (TVP):

- Z posłowia wynika, że gdzieś tam u podłoża tej książki leżała suto zakrapiana podróż literacko-sentymentalna do Chełma. Proszę o tym opowiedzieć.

- Pijacko-sentymentalną podróż do Chełma odbyłem, gdy miałem jakieś 25-26 lat. Byłem wtedy nauczycielem polskiego. Bardzo mi się wryła w pamięć i wykorzystałem ją już w mojej pierwszej powieści o Zydze Maciejewskim, czyli Morderstwie pod cenzurą. Występuje tam knajpa „Wykwintna”, inspirowana tą dawno widzianą, chełmską. Z tej podróży wywiozłem nieprawdopodobne wrażenie związane z dymem tytoniowym zalegającym w tej knajpie. Zaglądałem tam w niedzielę, a dym był jeszcze sobotni.

I chociaż wywiad dotyczył także wielu ważniejszych spraw, do takich miejsc Zyga Maciejewski zawsze miał szczęście, a może nawet sentyment...

Zygę lubić nie jest łatwo, najlepiej wiedzą to fani, ale jak „każda potwora ma swego amatora” to ma i on. W powieści w pewnym momencie pojawia się, nader efektownie (to moja ulubiona scena zresztą) jego kochanka Róża. Polecam serdecznie.

louloublog.pl

A dlaczego to kryminał zapaśniczy? O tym m.in. autor mówi w obszernej rozmowie z Magdą Opoką dla lubelskiej „Gazety Wyborczej”:

Muszę przyznać, że kiedyś podobał mi się ten sport. Chodziłem wówczas do podstawówki nr 42, która była przy ulicy Krasińskiego. To były czasy wyżu demograficznego i często zdarzało się, że na sali gimnastycznej ćwiczyły dwie klasy. Rodzaj zajęć zależał od nauczyciela wf. Podczas gdy my robiliśmy forsowne rozgrzewki i figury gimnastyczne na drabinkach, chłopcy z równoległej klasy tarzali się na matach. Strasznie im zazdrościłem.

Wracając do recenzji,

Kryminał retro jest nieślubnym synem powieści historycznej – pisze w podziękowaniach do powieści Marcin Wroński. Jak uczy historia, opowieści o bękartach niejednokrotnie są ciekawsze niż o prawowitych dziedzicach. Nie inaczej jest w tym przypadku. Ostatnia powieść z komisarzem Zygmuntem Maciejewskim jest zdecydowanie warta uwagi. A na koniec wspomnę o niespodziance, którą autor przygotował dla fanów Andrzeja Pilipiuka: w Czasie Herkulesów pojawia się Wędrowycz!

Ewa Dąbrowska, portalkryminalny.pl

Skoro już mowa o posłowiu, to w wielu recenzjach tej książki pojawił się motyw pożegnań i podsumowań. „Nowa Dekada” zamieściła wywiad z autorem o kondycji polskiego kryminału (Mastodonty vs. masakratorzy. Decydujące starcie), a pod nim trzy recenzje Czasu Herkulesów:

Robert Ostaszewski: Czy – mówiąc brutalnie – czas kryminałów retro się już kończy?

Marcin Wroński: Tak, i to z kilku powodów. Po pierwsze, prawdziwy namysł nad historią – w przeciwieństwie do łatwej polityki historycznej – obchodzi coraz mniej osób. Po drugie, ten nurt ma minimalne wsparcie w innych dziedzinach sztuki. Jakkolwiek 14 lipca będzie miała premierę teatralna adaptacja Pogromu w przyszły wtorek, to równocześnie zaliczyłem całe lata czasochłonnego i niemal bezowocnego zmagania się z adaptacjami filmowymi, zwieńczone tylko animacją Ta cholerna niedziela. [...] współczesność jest prostsza do odtworzenia i takie tematy oraz scenerie będą preferowane z jednego powodu: mniejszy koszt i mniejsze ryzyko. A jakby tych zahamowań było mało, zepsuł rynek serial Belle Époque, durniejszy nawet od Życia na gorąco (wiernej gierkowszczyźnie odpowiedzi na Bonda z końca lat 70.), i teraz tylko hazardzista albo idiota ośmieli się dotknąć tematu retro.

[...] sukces Wrońskiego w dużym stopniu zasadza się na umiejętnym wyborze i połączeniu podgatunków: kryminału noir, powieści historycznej i powieści z tzw. nurtu małych ojczyzn. Rodem z kryminału noir jest przede wszystkim postać głównego bohatera i część intryg kryminalnych, z powieści historycznej - opis przedwojennego Lublina, kreślony z niezwykłą, antykwaryczyną wręcz, dbałością o historyczny konkret i detale, z prozy małych ojczyzn - próba uchwycenia ducha zróżnicowanej etnicznie, społecznie i religijnie społeczności przedwojennego Lublina. Przy tym z elementów składowych trzech podgatunków Wrońskiemu, co jest sztuką (pisarską), udało się stworzyć udaną autorską układankę. Autor Haiti zrezygnował z obecnej w prozie małych ojczyzn idealizacji i mitologizacji przeszłości, w czym pomocne były mu elementy kryminału noir, te zaś osadzone w świetnie oddanych realiach przedwojennego Lublina nabrały głębi i konkretu przedstawienia - inaczej rzecz ujmując Maciejewski nie był kolejny policjantem-twardzielem, który mógłby funkcjonować wszędzie. Zyga mógł się pojawić tylko w Lublinie. Z przesadą (lekką) mógłbym rzec: Maciejewski to przedwojenny Lublin, a przedwojenny Lublin to Maciejewski. Ważne jest, że umiejętnie łącząc podgatunki powieściowe, Wroński \"otworzył\" swoją prozę na szerszą rzeszę odbiorców. Seria z Maciejewskim trafia zarówno do zdeklarowanych wielbicieli prozy gatunkowej, jak i tych, którzy po kryminały sięgają z rzadka, albo nawet nie sięgali wcześniej wcale.

Robert Ostaszewski, Mania Literatury

Choć mam [...] wrażenie, że autor po dziewięciu tomach przygód nieco się już sam Zygą znudził, [...] niemniej jednak bardzo jestem ciekawa, jak zakończy się historia Zygi Maciejewskiego na kartach obiecanej antologii. Z pewnością lubelski komisarz jest jednym z najbardziej charakterystycznych, zapamiętywalnych i lubianych przez czytelników bohaterów rodzimej literatury kryminalnej. A same powieści Wrońskiego wnoszą nie tylko zwykłą, czytelniczą rozrywkę, ale i jakość merytoryczną.

Marta Matyszczak, Kawiarenka Kryminalna

Czas Herkulesów utwierdza w przekonaniu, że moment pożegnań nie musi być czasem smutku i żalu, lecz może dawać nadzieję na kolejne, jeszcze lepsze literackie spotkania z czytelnikami. Zostaje jeszcze tylko pytanie, czy będą to ci sami czytelnicy, zorientowani gatunkowo i zamknięci w świecie kryminalnych zagadek, czy też rzesza odbiorców powiększy się wraz z nową formułą pisarskiej propozycji Wrońskiego. A akurat tego pisarza stać na wszystko!

Leszek Koźmiński, Kryminalna Piła

W podobnym tonie żegnają komisarza i podsumowują jego śledztwa inni recenzenci i blogerzy:

Czas Herkulesów roi się od smaczków, mikro-scenek, detali, które tworzą wielowymiarowy obraz epoki. Od pozornie humorystycznych scen na budowie, po twórcze wykorzystanie osoby Kazimierza A. Jaworskiego, założyciela i redaktora „Kameny”. Jest mnóstwo na każdej stronie, przez co powieść, jak zwykle u tego autora, tętni życiem. No i trzeci wielki plus to niepowtarzalność. Każdy z dziewiątki tomów oparty jest na odmiennej intrydze i innych klimatach. Tyle, że jest to zamknięta ilość kombinacji. Stąd też autorska decyzja o zakończeniu cyklu - i jakkolwiek okropnie żal, to chwała Wrońskiemu, że będąc u szczytu popularności nie idzie w powtarzalność, odcinanie kuponów, kserowanie tego samego w innych układach, mówi sobie - „stop”. To wielka odwaga.

Michał Stanek, zaokladkiplotem.pl

Trudno wyobrazić mi sobie, że to koniec cyklu powieściowego o Maciejewskim. Zacząłem być jego wiernym fanem z lekkim opóźnieniem, bo dopiero od wydanego w 2011 r. trzeciego tomu „A na imię jej będzie Aniela”. Po nadrobieniu zaległości, kolejne książki czytałem w momencie premiery i czekałem na nie z niecierpliwością. Ten fenomen ma kilka źródeł. Po pierwsze, powieści w większości traktują o moim rodzinnym mieście. To skłoniło mnie, by po nie sięgnąć. Po drugie, z wielkim zaciekawieniem obserwowałem, jak przez te wszystkie lata Marcin Wroński rozwija się jako pisarz. Po trzecie, wreszcie, ta saga kryminalna stała się dla mnie żywym dowodem na to, że kryminał (zwłaszcza polski) może być dziełem o dużych walorach literackich. Wrońskiego (i Krajewskiego zresztą też) cenię za podniesienie prestiżu gatunku. Obaj są mistrzami słowa. Obu czytam z ogromną satysfakcją nie tylko ze względu na fabułę. Będę tęsknił, panie Marcinie.

Rafał Gdak, spidersweb.pl

Zaś już Marcin Cielecki (Instytut Książki) pożegnał Zygę Maciejewskiego tak, jakby to miało być pożegnanie całego polskiego kryminału retro, a przynajmniej twórcy tej postaci:

Tworząc postać polskiego everymana, zaskakiwał Wroński świetnymi dialogami i błyskotliwym poczuciem humoru. Wiem, że takie porównania są krzywdzące, zatem tylko to jedno, dla lepszego zobrazowania: w świecie mrocznych zbrodni Krajewski rządzi niepodzielnie, ale do świata dialogów Wrońskiego nie ma już wstępu. [...] Jedna z anegdot głosi, że zapaśnicy w latach dwudziestych spotykali się raz w roku w Monachium, aby udowodnić sobie nawzajem, kto i gdzie rządzi. Nazywano to obrachunkiem monachijskim i spory rozgrywano oczywiście w zapaśniczy sposób. Mam wrażenie, że Czas Herkulesów jest również takim pokazaniem pozostałym pisarzom retro kryminałów, że w buty Maciejewskiego nie da się łatwo wejść.

Skoro jednak od Bukbuka się zaczęło, to na Bukbuku zakończmy. Co oni czytają? to załącznik do prawie wszystkich rozmów z pisarzami Anny Dziewit-Meller. Z tej wynika m.in., że pisarz kryminałów formuje się od dzieciństwa ;-)