Marcin Wroński w opracowaniach naukowych

Marcin Wroński w opracowaniach naukowych

1 października 2016 r.

Wprawdzie Zyga Maciejewski nie ukończył studiów, ale bywa bohaterem także prac studenckich i artykułów naukowych. Również postać o. Marka Glińskiego z Officium Secretum zainteresowała badaczy. Zamieszczamy omówienia prac.

SPIS TREŚCI

  1. Elżbieta Pawlak-Hejno, Powrót do przeszłości – chwyty retoryczne w retrokryminałach Marcina Wrońskiego, 2011
  2. Aleksandra Chomiuk, Mroczne dwudziestolecie. Obraz międzywojnia w polskich retrokryminałach ostatnich lat [w:] Sensacja w dwudziestoleciu międzywojennym (prasa, literatura, radio, film) pod red. Krzysztofa Stępnika i Moniki Gabryś, Wyd. WSPA, Lublin 2011, s. 257-270
  3. Malina Szczepańska, Żydowski Lublin w retrokryminałach Marcina Wrońskiego, 2013
  4. Diana Mazurek, Współczesne gry z konwencją kryminału (na przykładzie utworów Joanny Chmielewskiej, Marcina Wrońskiego i Ryszarda Ćwirleja), 2013
  5. Mirosława Ołdakowska-Kuflowa, Jak modli się ksiądz? Obraz życia duchowego kapłanów w polskiej powieści XXI wieku; ks. Grzegorz Głąb, Kościół do naprawy? Obraz duchownych w prozie polskiej XXI wieku [w:] Postać księdza w literaturze pod red. ks. ks. Grzegorza Głąba i Stefana Radziszewskiego, Katedra Literatury Realizmu i Naturalizmu KUL i WSD w Kielcach, Radom 2014, s. 201-238.
  6. Sławomir Buryła, Kryminalny Lublin, „Fa-art” 2013 nr 3 (93).
  7. Robert Więckowski, Śledztwo w osnowie stereotypu, legendy i przemilczenia. Wątki żydowskie w polskich współczesnych powieściach sensacyjnych, 2015

 

Elżbieta Pawlak-Hejno (UMCS), Powrót do przeszłości – chwyty retoryczne w retrokryminałach Marcina Wrońskiego, „Forum Artis Rhetoricae” nr 2/2011, s.79-97

Celem niniejszego artykułu jest prezentacja mechanizmów retorycznych stosowanych przez lubelskiego pisarza retroopowieści Marcina Wrońskiego zarówno w budowaniu własnego etosu, jak i w wypowiedzi artystycznej. Należy podkreślić, że współczesny twórca literatury popularnej przestał być dla czytelników anonimowy i żeby skutecznie przekonywać do swych utworów, musi także przekonać publiczność do siebie.

Pełny tekst tego pouczającego artykułu w „Forum Artis Rheroricae”.


 

Aleksandra Chomiuk (UMCS), Mroczne dwudziestolecie. Obraz międzywojnia w polskich retrokryminałach ostatnich lat [w:] Sensacja w dwudziestoleciu międzywojennym (prasa, literatura, radio, film) pod red. Krzysztofa Stępnika i Moniki Gabryś, Wyd. WSPA, Lublin 2011, s. 257-270

W swym artykule autorka pisze m.in. o dwóch powieściach z komisarzem Maciejewskim, Morderstwie pod cenzurąKinie Venus. Oto obszerne fragmenty:

Objawiona w ostatniej dekadzie polska moda na kryminalne opowieści osądzone w realiach „lat dwudziestych, lat trzydziestych…” wiąże się z nowym obrazem dwudziestolecia międzywojennego. Po jego polemicznej wobec czarnej propagandy PRL-u wizji nostalgicznej, o której Cz. Miłosz jeszcze pod koniec lat 90. pisał jako o przynależnej bardziej do dziedziny narodowej mitologii niż realności, nadszedł czas na wydobywanie z międzywojennej przeszłości brzydoty codziennego życia i aury rozpanoszonego zła. […]

Realia topograficzne staja się istotnym składnikiem wizji przedwojennego miasta […] u M. Wrońskiego. Autor w równie plastyczny sposób opisuje reprezentacyjne rejony miasta, co jego zaułki, ze starannością oddając też wiejsko-podmiejska aurę takich dzielnic, jak Kośminek, Rury Jezuickie czy rozbudowująca się właśnie Dziesiąta. Szczególna uwaga została przyznana tym aspektom opisu, które wzmacniają klimat, jak ja określił narrator, „prowincjonalnej metropolii”, obrazów uliczek zatrącających swa wielkomiejskość już parę kroków od centrum, leniwie przejeżdżających wozów konnych czy kłębiącego się w okolicach targu tłumu „wiejskich bab”. Co więcej, dodatkowym efektem owej „małomiejskości” staje się podwójny niejako wizerunek Lublina, symbolizowany opisem kamienic, „które od frontu prezentowały lśniące witryny sklepów i kuszące szyldy restauracji”, a od tyłu odrapane bramy i zapuszczone podwórka.

I jeszcze dochodzi tu charakterystyczny ze współczesnego punktu widzenia, eksponowany przez Wrońskiego specyficzny rys miasta w znacznej mierze żydowskiego. Ma to, jak się okazuje, niebagatelne znaczenie dla zarysowanej w utworach kryminalnej intrygi, w pierwszym z nich ujawniającej swoje historyczne drugie dno sięgające dziejów gminy żydowskiej w XVII stuleciu, zaś w drugim wiążącej się z procederem handlu kobietami, co przy okazji czyni z Lublina polskie centrum filmowego przemysłu pornograficznego. Poza stylizacja na gwarę przestępczą i wypowiedziami w jidysz archiwalne szperactwo autora skutkuje też ciekawym pomysłem edytorskim na cytowanie w powieści dokumentów i gazetowych wycinków z uwzględnieniem ich formy graficznej, a nawet uzupełniających je ręcznych dopisków. […]

I jeszcze specyficzna atmosfera zarysowana w rozgrywających się na początku lat 30. powieściach M. Wrońskiego. Ich bohater zmaga się z rzeczywistością, w której lokalne figury: politycy, dziennikarze, przedstawiciele palestry i biznesu są zaplatani w relacje odległe od norm państwa prawa. Pisarzowi udało się też m.in. dzięki usytuowaniu zdarzeń Morderstwa pod cenzurą w czasie obchodów Święta Niepodległości oddać w kilku scenach, m.in. w opisanej z punktu widzenia komisarza Maciejewskiego uroczystej policyjnej mszy, rozziew miedzy oficjalnym, podniosłym dyskursem władzy a przyziemnymi realiami jej codziennego sprawowania, na które składają się zarówno problemy finansowe policji, jak i np. działalność cenzury (tu np. świetna scena czytania okrojonego, „by nikt przed świętem narodowym nie szczekał na rząd i marszałka”, wydania „Głosu Lubelskiego”). Państwowotwórcze frazesy zadomowione są nie tylko w przemówieniach czy kazaniach, ale i w zwykłych rozmowach. Sposób mówienia charakteryzuje ich przynależność do środowisk politycznych (jak u nasłanego z Urzędu Śledczego Komendy Wojewódzkiej podkomisarza Tomaszczyka, którego głupota dorównuje bezmyślności w powtarzaniu politycznych mądrości zwierzchników), obrazując zderzenie postaw politycznych bez konieczności wprowadzania dodatkowych informacji czy ocen narratora.

Do zasobu motywów powtarzalnych nie tylko zresztą u Wrońskiego, ale i w ramach całego tego powieściowego nurtu, należą, oczywiście, jako tło, a nie główny temat, także i inne bolączki i niepokoje Niepodległej: permanentny kryzys ekonomiczny, leki przed „żydokomuną” i powiązany z nią antysemityzm.

Uwiarygodnianiu i poszerzaniu rzeczywistości społecznej służy już samo wyprowadzenie zbrodni na ulice miast. Oczywiście, jej opis jest podporządkowany przede wszystkim watkom sensacyjnym, jednak w doborze literackich realiów można znaleźć inspiracje reportażami W. Melcer czy H. Boguszewskiej. O ich wykorzystywaniu czytamy np. w jednym z wywiadów K. Lewandowskiego. W praktyce jednak znacznie wyrazistsze jest to społeczne tło u epatującego przedwojenna nędzą Wrońskiego.

Lubelski pisarz stworzył ciekawy obraz prowincjonalnego miasta nie tylko pogrążonego w kryzysie ekonomicznym, ale i podzielonego narodowościowo, co doskonale widać w Kinie Venus. Maciejewski „zesłany” przez zwierzchnika na stanowisko komendanta posterunku w dzielnicy żydowskiej odkrywa „nieprzezroczystość” i obcość żydowskiego świata, postrzegając go jako getto ludzi wykluczonych ekonomicznie, społecznie i kulturowo z normalnego funkcjonowania w polskim państwie. Wyrazistość tej diagnozy jest szczególnie widoczna na tle obrazu Łodzi z Perkalowego dybuka. W tym ostatnim utworze dostrzegamy raczej tendencje do asymilowania odmienności. Komisarz Drwęcki w uznaniu zasług przydzielonego do pomocy w śledztwie żydowskiego policjanta ułatwia mu awans, a poznana z bliska rodzina owego funkcjonariusza pozwala przy okazji wyleczyć się jednemu z bohaterów z antysemityzmu. Jakże odległy od tego niemalże pozytywistycznego programu Lewandowskiego jest Wroński, który współpracującemu z komisarzem Maciejewskim policjantowi, każe ukrywać swoje pochodzenie w obawie przed szykanami. […]

Najmniej efektownie, na pierwszy rzut oka, wyglądają występki opisywane przez Wrońskiego. Większość z nich można by opisać, parafrazując islandzkiego twórcę kryminałów Arnaldura Indriđasona, jako kolejna typowa polska zbrodnie, niechlujna, bezcelowa i popełniona bez próby ukrycia, zmylenia śladów czy zatarcia dowodów. A jednak wbrew pozorom przypadkowości i prymitywizmu owych, jak je początkowo można postrzegać, porachunków miejscowych rzezimieszków, również te przestępstwa staja się częścią szerzej zakrojonego planu uknutego na szczytach lokalnej władzy czy biznesu, np. dotyczącego zdobycia ukrytego przed wiekami w podziemiach lubelskiego zamku żydowskiego złota czy zysku czerpanego z handlu kobietami. Od Krajewskiego i Jaszczuka różni jednak Wrońskiego to, że buzujące pod powierzchnia prowincjonalnej sielanki żywioły zbrodni maja tu bardziej oczywiste motywacje – nie tyle metafizyczne czy psychoanalityczne, co społeczne i ekonomiczne. O jego przestępcach można za S. Žiżkiem powiedzieć, że reprezentują oni „świat bezwzględnych, egoistycznych jednostek, owładniętych żądzą seksu, bogactwa i kariery społecznej”. […]

Już kilkadziesiąt lat temu R. Caillois dostrzegł w kryminale opowieść nie tylko o demaskowanym występku, lecz i o narracyjnym śledztwie w sprawie świata, który do niego dopuszcza. Zaś współczesny antropolog pisze o narracjach kryminalnych, mając co prawda na myśli głównie fabuły współczesne, że wyrażają „leki, które w oficjalnej ideologii wspólnotowej kontynentu są skrzętnie skrywane, zawijane w słowa wielokulturowych, uspokajających deklaracji”.

Tak wiec i opisywane w tej konwencji przeszłe światy nie są po prostu nostalgicznie opisywanymi miejscami pamięci, jak dzieje się to w tradycyjnym dyskursie memorialnym. Uniemożliwiają to nie tyle same wprowadzone na ich terytoria zbrodnie, co ukrywana za nimi wątpliwość dotycząca istnienia jakiegokolwiek ładu, który rozwikłanie owych zbrodni mogłoby przywrócić. A skoro „walka czynnika organizacji i czynnika zamętu” została dawno rozstrzygnięta na rzecz tego drugiego, także kryminał retro, przestając być hołdem składanym rozumowi, staje się raczej zapisem strachu przed chaosem historii.

[…] Za M. de Certeau, który określił kiedyś fikcje jako wypartego „innego” dyskursu historycznego, możemy dostrzec w tych narracjach również odwołania do rzeczywistości nieoswojonej czy przemilczanej, którą można ująć za pomocą formuły historii-cienia. Historia-cień to metaforyczne określenie tego, co niełatwo znajduje miejsce w zbiorowej pamięci, to rewers naszego zadowolenia z tego, jacy byliśmy i jacy jesteśmy, o czym pisał m.in. Miłosz w Wyprawie w dwudziestolecie.

W ujęciu Wrońskiego, Jaszczuka, Krajewskiego na ów rewers portretu „polskiej piękności” składa się np. demaskacja prowincjonalnej sielanki jako bagna układów politycznych i konfliktów narodowościowych, ujawnienie głębokiej obcości narodów dzielących jedna przestrzeń życiową […].

 

Malina Szczepańska, Żydowski Lublin w retrokryminałach Marcina Wrońskiego, 2013, praca licencjacka (UJ, kierunek judaistyka)

Marcin Wroński to jeden z najpopularniejszych twórców retrokryminałów w Polsce. Jest rodowitym lublinianinem i właśnie w tym mieście umieścił on akcję swojej serii o przygodach komisarza Maciejewskiego i jego oddanych podwładnych. Dzięki niemu czytelnik jest w stanie poznać Lublin lat 30. XX w. wraz, a może przede wszystkim, ze wszystkimi podejrzanymi, niebezpiecznymi uliczkami, zakątkami, których próżno szukać w oficjalnych katalogach prezentujących historię miasta. Dzięki swoim retrokryminałom, Wroński przywrócił międzywojennemu Lublinowi splendor i uznanie, ukazując wielowymiarowy i wielokulturowy charakter tego miejsca

– pisze autorka we wstępie. W sześciu rozdziałach omawia kolejno: (1) kryminał retro na tle historii gatunku, (2) sylwetkę M. Wrońskiego jako autora cyklu o komisarzu Maciejewskim, (3) rolę żydowskiej przestrzeni miejskiej w tychże powieściach, (4) zastosowaną w nich kreację czasu i (5) żydowskich bohaterów, wreszcie (6) obecność języka jidysz. Jakkolwiek M. Szczepańska, pokrótce omawia wszystkie dotąd wydane powieści cyklu, od Morderstwa pod cenzurą do Pogromu w przyszły wtorek, w swojej analizie skupia się na Kinie Venus oraz A na imię jej będzie Aniela.

Stworzenie wiarygodnego klimatu retro autorka upatruje w detalu, jakim u M. Wrońskiego jest ukazywanie i wykorzystanie fabularne rozmaitych artefaktów przeszłości (fragmentów artykułów prasowych, przywołanie znanych filmów, charakterystykę postaci przez tytuły książek obecnych na ich półkach) oraz w osobistej pasji i zainteresowaniu dawnym Lublinem. Jakkolwiek wiernie odtworzone realia topograficzne są interesujące głównie dla autochtonów – co autorka stwierdza za Tomaszem D. Dobkiem – to artefakty należą do wiedzy powszechnej o epoce. Dlatego

powieści Marcina Wrońskiego pozwalają [...] na zagłębienie się w mrocznym i intrygującym świecie dwudziestolecia międzywojennego, a także na poznanie fascynujących realiów życia w nieistniejącej już „Jerozolimie Wschodu” – żydowskim Lublinie.

Wskazując przykłady, M. Szczepańska cytuje m.in. opisy biednej kamienicy i mieszkania Cytrynów, wielkomiejskiej ul. Lubartowskiej i uchodzącej za najbiedniejszą w mieście ul. Krawieckiej (Kino Venus). Zwraca też uwagę na odmienność charakterystyki prowadzącej do centrum dzielnicy żydowskiej ul. Kowalskiej w dziejącym się w 1930 r. Morderstwie... i okupacyjnej Anieli. Obszerny passus rozdziału poświęca opisowi obozu koncentracyjnego widzianego oczami Zielnego, dawnego przodownika policji, a podczas okupacji szmuglera.

Obóz, który swoją działalność zapoczątkował w październiku 1941 r., mógł na początku 1942 r. sprawiać wrażenie „ledwie rozkręconej fabryki”, gdyż opisywana scena miała miejsce niedługo po decyzji dotyczącej likwidacji getta, co znaczy, że ów obóz mógł nie być jeszcze przepełniony. Jednakże stwierdzenie „Jak u Żyda […]. Tylko żaden Żyd nie zostawiłby tyle wolnego placu” nosi znamiona stereotypowego myślenia dotyczącego żydowskiego stylu życia i ich gospodarki przestrzennej.

Zauważając ów stereotyp, autorka trafnie zderza go z antysemickimi treściami cytowanego w powieści „Nowego Głosu Lubelskiego”, nazistowskiej gadzinówki, wskazując na zbieżności w opiniach na temat Żydów statystycznego Polaka i okupacyjnej propagandy. Wątki stereotypizacji oraz, można powiedzieć, mało inwazyjnego przedwojennego antysemityzmu większości polskiej powracają zresztą w innych partiach tekstu.

Ciekawym i ważnym aspektem jest budowanie tego przedwojennego świata w taki sposób, aby nawet najbardziej wymagający i obeznany z historią miasta czytelnik był w stanie dostrzec zgodność historyczną książki z rzeczywistością. 

Stawiając tę tezę, M. Szczepańska odwołuje się do badań źródłowych autora cyklu oraz paraleli łączących międzywojnie i czasy obecne, jaką jest np. handel kobietami opisany w Kinie Venus. Wskazuje także na uwiarygodnianie czasu fabuły przez przywołanie realnie istniejących miejsc i instytucji. Szczególną uwagę poświęca jednak kreacji czasu w Anieli. Zabiegiem najbardziej widocznym jest wykorzystanie artykułów prasowych, głównie ze wspomnianego „Nowego Głosu Lubelskiego”, które przez swoją datację ewokują wrażenie paradziennika. Jednakże więcej miejsca autorka poświęca powtarzalności wydarzeń: co roku 9 września jest dniem swoistego rytualnego morderstwa dla nieuchwytnego zbrodniarza oraz dniem, na który czeka komisarz Maciejewski, licząc na błąd przestępcy.

Od tego momentu [wciągnięcia detektywa do obsesyjnej gry] jego życie wiąże się z czasem cyklicznym, w którym powtarzalność zdarzenia jest czynnikiem determinującym, a zarazem tworzącym bohatera. Cykliczność zabójstw oraz ich celebracja pozwala stwierdzić, że czas cykliczny łączy się tu z czasem sakralnym tyczącym się wielkiej celebracji periodycznego wydarzenia

– zauważa autorka, po czym stawia cokolwiek karkołomną, choć miłą pisarzowi tezę:

Dodatkowo, czas cykliczny jest ważnym elementem w kulturze żydowskiej, determinującym rytuał życia. [...] Wprowadzenie periodycznego aspektu akcji w judaistycznym kontekście, pozwala dostrzec misterną układankę autora, tworząc spójną, ciekawą fabułę.

Mniej pochlebne uwagi dotyczą kreacji postaci Żydów. Na wstępie rozdziału poświęconego temu zagadnieniu, autorka odnosi się do bezdyskusyjnie słusznej opinii Aleksandra Hertza, że chociaż inny był obraz Żyda w oczach przedstawicieli różnych grup polskiego społeczeństwa, były to jedynie różne stereotypy. W powieściach M. Wrońskiego przedstawienie społeczności żydowskiej, obok innych mniejszości, jest koniecznością podyktowaną realizmem. „Narrator [...] jako światła osoba dostrzega wewnętrzny podział żydowskiego świata”, jednocześnie poza kilkoma wyjątkami Żydzi funkcjonują jako bohater zbiorowy, podobnie zresztą traktowani przez większość pozostałych postaci. Nieprzypadkowo M. Szczepańska przywołuje wypowiedź jednej z epizodycznych bohaterek, komisarzowej Makowieckiej:

„[…] nie cierpię rozmawiać z Żydami. Nie jestem antysemitką, broń Boże! – zastrzegła od razu. – Niech sobie żyją jak najlepiej. Tylko czy muszą w Polsce?”. Pogląd ten jest częsty w odniesieniu do Żydów. Oni sami nie są znienawidzoną nacją, a jedynie przeszkadzają innym ludziom w normalnym życiu. Irytacja, wynikająca ze współistnienia obok innej grupy etnicznej, jest ważnym elementem w polskiego antysemityzmu.

Niechętna ocena komisarzowej Makowieckiej nie jest odosobniona. Autorka przytacza inne, bardziej niechętne, dotyczące Żydów widzianych przez statystycznego Polaka jako osobna, wyizolowana zbiorowość, nie poszczególne jednostki. Jako przeciwieństwo tego zbiorowego opisu narratorskiego i zbiorowego postrzegania przez inne postaci, autorka przytacza przykład dra Bromberga z Anieli, „nowego Żyda”, częściowo zasymilowanego inteligenta, lekarza ginekologa.

Żydzi w twórczości Marcina Wrońskiego to jedynie pojedynczy przedstawiciele reprezentujący rozmaite warstwy żydowskiego społeczeństwa. [...] Czytelnik natomiast powinien sam ustosunkować się do przedstawianego zagadnienia i wyrobić sobie własną opinie na jego temat

– konkluduje ten fragment rozprawy M. Szczepańska.

Niewątpliwie bardziej niż same postaci Żydów interesuje autorkę kwestia użycia jidysz w lubelskich retrokryminałach.

Autor, jako znawca lokalnej historii, był świadom tego, że aby uwiarygodnić swoje powieści, zmuszony jest do pewnej stylizacji językowej bohaterów żydowskich. Jednakże, aby były one czytelne dla polskiego odbiorcy, jedynie akcentuje obecność innego języka, przekształcając go i dostosowując wypowiedzi Żydów do oczekiwań czytelnika.

To arcyważne zastrzeżenie. Mniej może w kontekście referowania pracy M. Szczepańskiej, lecz okaże się ono użyteczne w ostatnich akapitach, w których pozwolę sobie na wyrażenie wątpliwości dotyczących wywodu autorki. Tymczasem powróćmy do rozdziału o obecności jidysz w cyklu z komisarzem Maciejewskim, gdzie M. Szczepańska, posługując się klasyfikacją Marii Brzeziny, wskazuje na:

  • reakcje emocjonalne,
  • wulgaryzmy,
  • przekleństwa i klątwy,
  • piosenki i wierszyki,
  • kwestie związane z majątkiem.

Istotnie, powyższe zestawienie wyczerpuje obecność wtrętów z jidysz w dialogach postaci. Autorka wyraźnie podkreśla zasadność literacką użycia jidysz w sytuacjach napięcia, gdy w sposób szczególny dochodzi do głosu natywny język postaci. Wyraźnie docenia też

mnóstwo wulgarnych stwierdzeń, padających z ust Salki, niesfornej i głupiej córki Cytrynów. Panna wypowiada się nad wyraz brzydko i oryginalnie. Aby dać upust swoim emocjom, często sięga po nietuzinkowe określenia i wypowiada je w jidysz.

Wskazuje również na użyte w powieściach szlagworty popkultury jidysz, od dziecięcych rymowanek po międzynarodowe przeboje; wyraźnie podkreśla także staranność autora, konsultującego się ze specjalistką ulicznego jidysz, Anną Rozenfeld, jednakże za M. Brzeziną dodaje:

Uwypuklając i piętnując błędy językowe bohaterów, mamy do czynienia z niezamierzonym potencjałem komizmu, który nawet wbrew intencji autora może być odebrany na zasadzie pars pro toto jako zamierzone szyderstwo.

Autorka nie bez racji wskazuje to niebezpieczeństwo, ponieważ

[...] otwarte pozostaje pytanie, dlaczego autorzy powieści sięgają po język jidysz. Dlaczego stosują taką stylizację? Dlaczego tyle lat po Zagładzie, niemalże całkowitym unicestwieniu jidysz, autorzy przywracają jego ducha używając go w swych pracach? Postwernakularne użycie jidysz odwołuje się do przedwojennej rzeczywistości, gdzie język ten był przykładem wernakularyzmu. Według Jeffreya Shandlera, wszystkie tego typu akty są nowatorskie, dzięki nim następuje przewartościowanie języka jidysz i dokonuje się doświadczenie na swój sposób wyjątkowe. Coraz większa obecność jidysz we współczesnym świecie zmusza czytelników, a także bacznych obserwatorów współczesnej kultury do tego, aby zwrócić uwagę na to zjawisko.

I dalej:

Używanie dziś jidysz w powieściach jest próbą rekonstrukcji języka w aspekcie natywnym. Trzeba jednak pamiętać, że wciąż jest to zjawisko post, które jedynie bazuje, a nie zastępuje wcześniejszego zjawiska. Modyfikując je, otwiera przed sobą szereg możliwości, które wykorzystuje w kształtowaniu pamięci i poczuciu istnienia jidysz. Nie jest jednak mniej znaczące czy warte niż jego pierwowzór. Jest zjawiskiem odpowiadającym ponowoczesnym trendom w kulturze i sztuce.

I chociaż autorka tu kończy rozdział, zdaje się pisać między wierszami, iż użycie bądź nieużycie jidysz w świecie powieściowym tworzy znaczenia już nie tylko lingwistyczne albo literackie, lecz również dotyczące kategorii pamięci.

Analiza środków literackich oraz  językowych, którymi posługuje się autor, pozwala wysnuć stwierdzenie, że ulega on stereotypizacji w literackim przedstawieniu żydowskiego świata w okresie międzywojennym. Opisując świat żydowski, zaznacza ważną rolę, jaką pełnili Żydzi w przedwojennym Lublinie, ukazuje ich jednak w klasyczny, schematyczny sposób. Wykorzystując język jidysz, przybliża czytelnikowi warstwę językową mieszkańców dzielnicy żydowskiej, jednak i tu wykorzystuje go tylko fragmentarycznie i jedynie akcentuje jego obcość, co dodatkowo podkreśla alienację żydowskich bohaterów

– stwierdza autorka w końcowych wnioskach swojej pracy. –

Warto [jednak] zwrócić uwagę na fakt, że pod względem liczby i wagi pojawiających się w niej postaci czy zjawisk związanych z judaizmem jest to jedna z niewielu tego typu pozycji na polskiej scenie retrokryminalnej. Zajęcie się tą tematyką i osadzenie akcji w międzywojennym Lublinie jest rozwiązaniem godnym uwagi, ponieważ pozwoliło autorowi ukazać historię i scenerie rodzinnego miasta w ciekawy i niebanalny sposób. Zarówno Kino Venus, jak i A na imię jej będzie Aniela ukazują lubelskich Żydów i ich przestrzeń życiową w kompleksowy sposób.

M. Szczepańska podkreśla realizm w kreowaniu przestrzeni zdarzeń oraz wpływu wielkiej historii na losy postaci. Słowem, mimo stereotypizacji, powieści M. Wrońskiego dążą do kompletności i w tym sensie są wartościowymi tekstami w zakresie ukazania żydowskiego Lublina lat 30. i 40. XX wieku.

Zreferowawszy tę dla mnie, jako autora cyklu, interesującą i nader logicznie skomponowaną rozprawę, pozwolę sobie jednak na trzy uwagi.

Po pierwsze, szkoda, że zawężony materiał badawczy – właściwy pracy licencjackiej – nie pozwolił autorce na pełne przedstawienie postaci Żydów obecnych w pięciu dotąd wydanych powieściach retrokryminalnego cyklu o komisarzu Maciejewskim. Zapewne znalazłoby się więcej dowodów na stereotypizację, czego przykładem byłby niewątpliwie Bernard Marmurowski ze Skrzydlatej trumny; z pewnością czytelnik mógłby zapoznać się z uwagami dotyczącymi realizmu i historyzmu przypisanymi do postaci Szamy Grajera, przedwojennego sutenera i okupacyjnego „króla getta” z Anieli. Zapewne wreszcie moglibyśmy liczyć na ciekawe odczytanie Pogromu w przyszły wtorek, w pewnym sensie najbardziej żydowskiej oraz szczególnie antyżydowskiej powieści cyklu. Być może oznaczałoby to przedefiniowanie niektórych tez.

Po drugie, powracając do zastrzeżenia zaznaczonego kilka akapitów wcześniej, warto byłoby zapytać – w celu próby rozstrzygnięcia – o nieunikniony konflikt judaisty i literata praktyka dotyczący kwestii stereotypizacji. Zdaje się on nieodłączny popularnej literaturze polskiej podejmującej tematykę żydowską. Pisarz polski i polskojęzyczny, funkcjonujący w kręgu zastanej tradycji i określonych warunków rynkowych, podejmując to zagadnienie, jednocześnie wpisuje się w jakiś kanon i wykonuje jakiś gest rozpięty między antysemityzmem a filosemityzmem. Proporcje owego gestu mogą okazać się niesatysfakcjonujące dla którejś ze stron, jednakże próba dokładniejszej analizy mogłaby ukazać arcyciekawą przestrzeń nie tylko dla autora powieści o Maciejewskim, kontynuującego przecież swój cykl, ale i dla wielu innych, również zainteresowanych twórczo przestrzenią retro.

Po trzecie i ostatnie, interesujące byłoby ukazanie perspektywy odbioru polskich środowisk żydowskich i – w pewnym sensie – postżydowskich. Jakkolwiek autor miał do czynienia z jednostkowymi przedstawicielami tychże jako konsultantami lub czytelnikami, pozostaje pytanie o recepcję w wymiarze przekraczającym osobiste kontakty pisarza. Niewątpliwie to jednak temat na zupełnie inną pracę.


 

Diana Mazurek, Współczesne gry z konwencją kryminału (na przykładzie utworów Joanny Chmielewskiej, Marcina Wrońskiego i Ryszarda Ćwirleja), 2013, praca magisterska, (UMCS, kierunek polonistyka)

Na gruncie rodzimym zauważyć można dominujące nurty tego gatunku. Na pierwszy plan wysuwa się kryminał retro, którego przykładem może być powieść Marcina Wrońskiego zatytułowana A na imię jej będzie Aniela. Miano kryminału retro zyskuje utwór, którego akcja dzieje się w przeszłości, a obok intrygi kryminalnej istotne jest również przybliżanie specyfiki danej epoki – inaczej mówiąc: to skrzyżowanie powieści kryminalnej z historyczną. Wroński z pietyzmem odtwarza realia dawnego Lublina. Autor w interesujący sposób kreśli niebanalne fabuły, a do tego nie boi się poruszać drażliwych tematów. W powieści A na imię… pisze między innymi o kolaboracji Polaków i Żydów podczas okupacji, potwierdzając tym samym, że w kryminałach z powodzeniem można zajmować się sprawami ważnymi i poważnymi

– pisze autorka we wstępie. Wyraźnie zainteresowana kwestiami genologicznymi, na przykładzie trzech autorów wyodrębnia cechy specyficzne ich pisarstwa w kontekście realizowania różnych podgatunków powieści kryminalnej. A na imię jej będzie Aniela jawi się, zwłaszcza w porównaniu z Najstarszą prawnuczką J. Chmielewskiej, jako stosunkowo mało zmącony kryminał retro, równocześnie wskazuje podobieństwa w strategiach autorskich Wrońskiego i R. Ćwirleja w zakresie gry historią oraz korzystaniem z kostiumu gatunkowego właśnie w celu ożywiania tejże. Pominiemy jednak części poświęcone tradycji kryminału oraz rozważania dotyczące pozostałych autorów, by skupić się dokładniej na rozdziale II: Historia i intryga kryminalna jako wyznaczniki retrokryminału. „A na imię jej będzie Aniela M. Wrońskiego.

Historie retro nie tylko przenoszą czytelnika w przeszłość, ale również ukazują ponadczasowe motywy zbrodni, próby ich wyjaśnienia oraz dążenie do sprawiedliwości. To, co dawne, z punktu widzenia współczesnego odbiorcy, staje się dla niego aktualne. [...] Jak zauważyła Elżbieta Pawlak-Hejno, kostium historyczny pełni kilka zasadniczych funkcji. Po pierwsze, może być wykorzystany jako wariant „historyzmu maski”, a mianowicie stanowić pretekst do krytyki czasów współczesnych. Po drugie użycie historycznej dekoracji, imitacja efektu dawności, stanowi atrakcyjne tło dla fabuły. Po trzecie może stanowić próbę rekonstrukcji, odtworzenia minionej rzeczywistości. Może także wyrażać stanowisko autora wobec wydarzeń historycznych czy ocalać od zapomnienia fragment dziejów. Niezależnie jednak od intencji pisarza, wykorzystywanie kostiumu retro wymaga zarówno znajomości prezentowanej materii, jak i przekonania czytelnika do swojej wiedzy i wizji.

D. Mazurek jedynie nadmienia o kwestii wiarygodności autora, kreowanej w wypowiedziach pozostających poza światem powieściowym, jednak wpływającej na jego odbiór, by powrócić do pytań genologicznych:

Co zatem składa się na powieść kryminalną w ujęciu tego autora? Głównie realizm z dodatkiem zbrodni i wynikająca z niego groza, sposób kreacji bohaterów zarówno tych dobrych, stojących po stronie prawa jak i zbrodniarzy, ale to przede wszystkim takie ukształtowanie przestrzeni literackiej, która drży z niecierpliwości w oczekiwaniu na bezimiennego mordercę jak lubieżna staruszka na adoratora [W. Browarny].

Autorka wskazuje, że problem przestrzeni lubelskich w cyklu o komisarzu Maciejewskim ściśle wiąże się z nawiązaniami do czarnego kryminału. „Autor niczym w soczewce skupia tu topografię opisywanego miasta i jego historyczne losy”. Owym szkłem powiększającym jest bohater, a śledztwo „organizuje nie tylko zawodowe lecz również prywatne życie komisarza – w czasie wojny funkcjonariusza Kriminalpolizei, a przed nią komisarza polskiej Policji Państwowej”.

Maciejewski „przechodzi” przez miasto, zostawiając topograficzny ślad w powieści. Wszystkie zdarzenia dzieją się w określonym punkcie miasta, mają swoje wyznaczone miejsce, na przykład morderstwo Anieli Biernackiej zdarzyło się w kamienicy przy ulicy Zielnej, wspomniany zostaje plac Litewski, Stare Miasto i mieszczący się tam Trybunał, bliskie Maciejewskiemu – Rury i ul. Szpitalna, Krakowskie Przedmieście z Bramą Grodzką, Ogród Saski nieopodal Lipowej i wiele innych miejsc, które i dziś bez trudu odnajdziemy na planie miasta.

Z czasem polskie nazwy zostają zastąpione przez język okupantów: Schirmerplatz – pl. Bychawski, Adolf Hitler Platz – pl. Litewski, Krakauerstrasse, Deutsches Haus itp., co sprawia, że codzienna, bliska rzeczywistość przekształca się w nowy, obcy, nie do zaakceptowania w pełni świat.

To przestrzeń semantyczna, wywołująca określone skojarzenia, lecz głównie służąca fabule. Inaczej jest z przestrzenią wytwarzaną za pomocą środków językowych.

W dziele Wrońskiego nie mamy do czynienia ani z porządkiem opisu przestrzeni, ani z panoramicznością. Wręcz przeciwnie. Panuje chaos i narastanie kilku opisów jednocześnie. Przykładem może być rozdział zatytułowany 1941, a który rozpoczyna się opisem lat późniejszych [...]. Zaraz po tym, narrator przytacza fragment lubelskiej gazety z 14 stycznia 1941 roku i przechodzi do opisu jednego z bohaterów – Mateusza Zielaga. Widać zatem, iż zgodnie z prawami obowiązującymi w tej odmianie literatury, czas powieści kryminalnej biegnie w sposób zróżnicowany. Czas teraźniejszy, który płynie linearnie, zgodnie z upływem dni kalendarzowych (dużą rolę odgrywają tu również imieniny oznaczone w kalendarzu), to czas śledztwa, dokonań komisarza i jego pomocników. To czas, który rozpoczyna morderstwo, a kończy rozwiązanie zagadki, schwytanie sprawcy i wymierzenie kary. Obok niego istnieje także czas, który odnosi się do zeznania świadków. Co prawda on mieści się jeszcze w czasie dochodzenia, natomiast sama akcja zawarta w zeznaniach odbywa się w stosunku do tamtego w czasie uprzednim. Niektórzy świadkowie cofają go do dość bliskiej przeszłości – o godziny czy dni, inni zaś - nawet o lata. To przed czytelnikiem stoi zadanie łączenia, niczym komisarz, faktów, zdarzeń, miejsc akcji. Narrator raz opisuje prywatne życie Maciejewskiego i Róży, innym razem jego kolegów czy pracy dla niemieckiej Kripo, a temu wszystkiemu nieustannie towarzyszy pogoń za wyjaśnieniem zagadki i odnalezieniem sprawcy.

Ten rodzaj przestrzeni silniej wiąże się z emocjami bohaterów powieściowych i chociaż autorka nie nazywa tego wprost, zdaje się on nieść ze sobą wartości ocenne, skoro:

Rozbudowane perypetie bohaterów, między innymi życie prywatne Zygi i jego skomplikowane relacje z Różą, jego przymusowa służba w niemieckiej policji i związane z tym nieprzyjemności, a także przedstawienie losów wojennego Lublina, o wiele wyraźniej niż w poprzednich częściach cyklu, przysłaniają intrygę kryminalną, zaś przeszłość sama w sobie staje się jednym z bohaterów cyklu. Dzieje miasta przedstawione zostały podobnie jak losy postaci. Autor wskazuje mocne i słabe strony okupacyjnego Lublina, pokazuje jak wydarzenia historyczne odcisnęły na nim swoje piętno.

I tu chyba zaczyna się najciekawsza, bo wcześniej rzadko eksponowana, warstwa Anieli:

[...] można pokusić się o stwierdzenie, że jest to kryminał społeczny. Komisarz Maciejewski, podążając za poszukiwanym mordercą, przechodzi niemal wszystkie grupy społeczne. Widzimy różne kręgi mieszkańców, zarówno środowisko szpitalne, policyjne, niemieckie władze, do których wstąpił pod przymusem, by móc prowadzić śledztwo, a co za tym idzie pracować w zawodzie. W sposób krytyczny, nie po raz pierwszy zresztą w cyklu Wrońskiego, został ukazany zawód dziennikarza [...]. Można stwierdzić, że główny bohater przechodzi również przez lubelskie kręgi piekieł. Mam tu na myśli przede wszystkim opis żydowskiego getta [...]. To także przestrzeń skupiająca w sobie różne narodowości: Polaków, Żydów, Niemców, Ukraińców. Autor nie waha się przed ukazaniem skandalicznych zachowań części naszych rodaków w czasie wojny i zaraz po niej. Przywołuje obraz zaczerpnięty z historii, przedstawiający handel żydowskim złotem pomiędzy obozowymi esesmanami a Polakami. W końcowej części powieści wprowadza także informację o polskich wyprawach na tereny poobozowe w poszukiwaniu żydowskich kosztowności [...].

Przywołana zostaje wręcz kanoniczna myśl M. Czubaja o kryminale jako zwierciadle społeczeństwa, lecz odnosząc się do niej, D. Mazurek wskazuje, że kontekst społeczny powieści Wrońskiego nie ogranicza się jedynie do tu i teraz czasoprzestrzeni akcji, lecz dąży do szerszej rekonstrukcji historycznej. Jednocześnie zabiegi narratorskie zmierzają ku oddaniu głosu jednostkom.

Przestrzeń, jaką tworzy tu autor, charakterystyczna zresztą dla tego typu powieści, to przestrzeń budowana z punktu widzenia bohatera, co łączy się często z narracją personalną. Konsekwencją tego sposobu prowadzenia opowieści jest swego rodzaju wycofanie się narratora, a to oznacza tyle, że nie ujawnia on swojej władzy nad światem przedstawionym, nie ocenia i nie komentuje wydarzeń, zaś jego opowiadanie ma głównie na celu budowanie napięcia. [...] [Równocześnie] wypowiedzi bohaterów zderzają opis czasów wojennych z ich powojenna oceną.

W tym kontekście autorka poświęca wiele uwagi rozmowie Eugeniusza Krafta z Annemarie Schlegger, mającej miejsce w 1964 roku, której fragmenty otwierają każdy rozdział i pozwalają spojrzeć z innego punktu widzenia na decyzje i wybory komisarza.

Kryminał A na imię jej będzie Aniela został niezwykle ciekawie skomponowany przez autora. Oto cała akcja osadzona została w realiach II wojny światowej i mieści się w latach 1939 – 1944. Każdy rozdział to kolejny rok okupacji niemieckiej, zaś w obrębie podrozdziałów przywoływane są wycinki dokumentów i gazet lubelskich. które luźno wiążą się z akcją utworu, ale odnoszą się do wydarzeń historycznych i ilustrują nastroje społeczne. [...] Mimo jasno nakreślonego czasu zdarzeń, nie mamy tu do czynienia z relacją z prowadzonego krok po kroku śledztwa. Znamienne jednak dla tego typu powieści są [...] ciągłe powroty do wydarzeń pierwotnych. Pierwsze morderstwo dokonane w powieści na Anieli Biernackiej jest punktem wyjścia do poszukiwania mordercy, ale w okolicznościach odnajdywania kolejnych ofiar mamy do czynienia z retrospekcją bohatera, ciągłym powrotem do przeszłości, łączeniem faktów i poszczególnych spraw w jedną. Ta retrospekcja i nagromadzenie dużej ilości informacji o powtarzanej rok po roku zbrodni ujawnia specyfikę konstrukcji kryminału, która została określona mianem narracji linearno-powrotnej. Co sprawia, że narracja linearna przechodzi w linearno-powrotną? Okazuje się, że istotną rolę odgrywa tu zagadka. [...] Element zagadki łączy się w tej powieści z tajemnicą, która wprowadza dodatkowe emocjonalne zwaloryzowanie opowieści. Aurę owej tajemniczości wprowadza początkowe zabójstwo ukazane już na początku – w prologu, którego tło lecz nie służy jedynie przekazaniu konkretnych informacji potrzebnych do dalszego śledztwa.

Wreszcie trzecia kategoria przestrzeni wiąże się z kreacją bohaterów, a zarazem ze środowiskami społecznym, w jakich się poruszają. Oczywiście najbardziej istotny jest tu protagonista.

Komisarz Maciejewski jak większość literackich policjantów jest postacią pozytywną, choć nieidealną, przeciwnie, ma swoje słabości i wady – nadużywa alkoholu, ale z drugiej strony opiekuje się Różą – bywa wobec niej czuły i troskliwy, ponadto wstępuje w szeregi granatowej policji pod nadzorem Niemców tylko po to, by móc nadal pracować i prowadzić śledztwo, bo jest przekonany, że tylko tak może służyć sprawiedliwości. [...] Mimo to sympatia czytelnika do tej postaci nie jest oczywista. Bohater bywa gruboskórny, czasem wręcz odpychający, zamieszkuje obskurne mieszkanko na Rurach Jezuickich i – jak większość bohaterów Wrońskiego – przedmiotowo traktuje kobiety. Według A. Chomiuk, Maciejewski to postać wzorowana na detektywie z książek Raymonda Chandlera, na Philipie Marlowe i jego następcach. To kreacja cynicznego policjanta, wyzbytego złudzeń co do czystości intencji władzy, której służy, a jednocześnie gdzieś na dnie serca piastującego idealistyczne marzenia o sprawiedliwości w lubelskim światku.

Kreacje bohaterów drugoplanowych, szczególnie Róży, Zielnego i Trąbicza(/Czechowicza) są zdaniem autorki nie tylko nie bez znaczenia, ale wręcz wyrastają ponad powieść, bo D. Mazurek stwierdza:

Te rozbudowane perypetie postaci oraz przedstawienie losów wojennego Lublina biorą górę zarówno w sposób ilościowy, jak i jakościowy nad niezbyt skomplikowaną intrygą kryminalną.

Niemniej już w następnym akapicie autorka – pierwsza z dotychczasowych komentatorów Anieli – przygląda się szczegółowo antagoniście.

Opisując bohaterów Wrońskiego, na pierwszy rzut oka, dostrzegamy tylko te postaci, które zostały ukazane wprost, jak Maciejewski, Róża, jego koledzy, ale zapominamy, że obok nich mamy mordercę, zbrodniarza i jego ofiary. Zatem należałoby się przyjrzeć postaci, której poszukujemy wraz z komisarzem od pierwszych stron książki, od pierwszego morderstwa – w tym przypadku popełnionego na służącej - Anieli Biernackiej. W jaki sposób można scharakteryzować bohatera, o którym przez całą powieść nie wiemy praktycznie nic, poza tym, że drastycznie gwałci i morduje kobiety? [...] Osoba mordercy, a był nim, jak wiadomo po lekturze – Franciszek Figiel, zostaje stopniowo wprowadzana do powieści jako komunistyczny działacz współpracujący z niemieckim wywiadem, a więc, dokładniej mówiąc, donosiciel. Nie wzbudza on początkowo żadnych podejrzeń. Możemy go jedynie charakteryzować odnosząc się do psychologii postaci, kolejnych morderstw i zawsze jednego znaku rozpoznawczego, jakim była dziwna kleista wydzielina pozostawiana na ciałach ofiar.

D. Mazurek wskazuje kolejne tropy, z których najciekawsza jest przepowiednia żydowskiej wróżki Hanny Fiszer. Ponieważ jednak nie wierzy jej komisarz Maciejewski, ponieważ również dla odbiorcy nie wydaje się ona wiarygodna, pozostaje czytelnikowi przyglądanie się razem z Zygą drobnych faktów rozrzuconych po całej niemal powieści.

Niemal na wszystkie nurtujące nas pytania, o to jak przebiegały morderstwa, co powodowało zbrodniarzem, że ciągle zabijał kolejne kobiety i dlaczego tak długo pozostawał nieuchwytny, znajdujemy odpowiedź w końcowej części powieści, kiedy to sam zabójca opowiada swojemu podwładnemu o tych wydarzeniach. [...] Figiel to po prostu psychopata, który ze względu na swój kompleks chorych rąk, nie potrafił być z żadną kobietą. Był na tyle sprytnym przestępcą, że zmieniając dane osobowe, przez siedem lat unikał odpowiedzialności za swoje czyny.

Poszukując cech specyficznych cyklu o Maciejewskim, autorka jeszcze raz wskazuje na rodowód tych powieści, wywodzących się z tradycji amerykańskiego czarnego kryminału. Współgra z nią główny bohater, kreacja miejsc akcji, lecz ten nurt pożąda również ironii. Nieprzypadkowo D. Mazurek szczegółowo przygląda się kategorii komizmu.

Humor, jaki wprowadza do powieści Wroński, ma przede wszystkim rozładowywać napięcie, które towarzyszy morderstwom, a szerzej ujmując – zagadce kryminalnej. Komizm w A na imię… to również swego rodzaju oswojenie grozy związanej z ukazaną rzeczywistością wojny. Z drugiej strony, służy to nawiązaniu bliższej relacji między autorem a czytelnikami [...].

Autorka wyróżnia tu ironię (np. grę stereotypowym męskim obrazem kobiet), komizm sytuacyjny, postaci (Tadeusza Zielnego, a zwłaszcza Stefanii Kapranowej) i w warstwie językowej (np. w rozmowach Maciejewskiego z Ignacym Kisłą, złodziejem z Kośminka).

Na koniec należy podkreślić walory opowieści Marcina Wrońskiego. Stworzył on utwór, który w interesujący sposób łączy intrygę kryminalną z historią Lublina. Przestrzeń staje się tu nie tylko miejscem dla rozgrywających się wydarzeń, ale opisana w sposób realistyczny, jej opis łączy się ze swego rodzaju dydaktyzmem. W bardzo ciekawy sposób zestawia autor różne środowiska stanowiące o całości przestrzeni, pokazując na jednej płaszczyźnie trudną, okupacyjną rzeczywistość, w której opisy wojennego terroru przeplatają się z obrazami życia codziennego za okupacji, zabaw, nawet erotyki. Mimo trudnych realiów panujących w Lublinie, policjant szuka sprawiedliwości do końca. [...] faktograficzne tło kryminalnej opowieści wzmacnia jej atrakcyjność dla tych czytelników, którzy poszukują w lekturze czegoś więcej niż rozrywki. Utwór Wrońskiego potwierdza więc tezę, że pisane współcześnie kryminały to nie tylko zabawa angażująca czytelnika w poszukiwanie zbrodniarza, ale także przekaz o charakterze poznawczym i moralizatorskim, opowieść o przeszłości i przestroga przed niewłaściwym postępowaniem, zwłaszcza przed łamaniem prawa. Dzięki wpisanemu w opowieść historycznemu dyskursowi autor czyni z niej pewnego rodzaju intelektualną grę z czytelnikiem, zarówno na poziomie kryminalnej zagadki, jak i tła utworu. Historia, podobnie jak główny bohater, ma za zadanie przyciągnąć rzeszę odbiorców – czy to fanów kryminału, czy też czytelników zainteresowanych historią miasta czy czasami wojny jako takimi. O tym, że komisarz Maciejewski przyciąga odbiorców stanowi choćby kolejna, najnowsza, piąta już powieść spod pióra Marcina Wrońskiego – Pogrom w przyszły wtorek. Kryminał ujrzał światło dzienne w marcu tego roku i opowiada o dalszych losach Zygi i jego rodziny. Na uwagę zasługuje natomiast po raz kolejny – świetny portret społeczności, tym razem powojennej.


 

Mirosława Ołdakowska-Kuflowa (KUL), Jak modli się ksiądz? Obraz życia duchowego kapłanów w polskiej powieści XXI wieku; ks. Grzegorz Głąb (KUL), Kościół do naprawy? Obraz duchownych w prozie polskiej XXI wieku [w:] Postać księdza w literaturze pod red. ks. ks. Grzegorza Głąba i Stefana Radziszewskiego, Katedra Literatury Realizmu i Naturalizmu KUL i WSD w Kielcach, Radom 2014, s. 201-238.

Pierwszy artykuł ma charakter przyczynku do (przyszłej?) monografii. Większość miejsca prof. Mirosława Ołdakowska-Kuflowa poświęca na obszerne omówienie sylwetek duchownych-bohaterów powieściowych tak w aspekcie samej ich kreacji, jak interesującego ją zagadnienia życia duchowego.

Większość z tych powieści sytuuje się w nurcie, który Wojciech Gutowski określa wzbudzającym protesty terminem „katorealizmu” [...], natomiast [...] z nadzwyczajnym typem duchownego mamy do czynienia [...] w sensacyjno-kryminalnej powieści Marcina Wrońskiego Officium Secretum. Pies Pański. [...] Najpierw został zwerbowany do Officium Secretum – wewnętrznej służby kościelnej będącej spadkobierczynią Inkwizycji – i gdy się sprawdził w tej roli, otrzymał polecenie przeniknięcia do struktur PRL-owskiej Służby Bezpieczeństwa, co uczynił i został jej funkcjonariuszem. Akcja powieści dzieje się w 2007 r., zatem już dobrych kilkanaście lat po upadku komunizmu w Polsce, ale wyrzuty sumienia dotyczące wydarzeń z czasów „podwójnej agentury” wciąż nękają o. Glińskiego. Inaczej jednak niż w przypadku ks. Rafała Nowiny [bohatera powieści Macieja Grabskiego Ksiądz RafałKsiądz Rafał. Niespokojne czasy], wielokrotnie mamy okazję obserwować osobistą modlitwę o. Marka. Praktykuje nie tylko liturgię godzin – odmawia różaniec, wielokrotnie obserwujemy jego modlitwę spontaniczną, [...] akty strzeliste są jego nawykiem. Można powiedzieć, że ta dwuznaczna postać duchownego ujawnia o wiele bogatsze życie modlitewne niż prostolinijny, prowadzący bardzo uregulowane życie proboszcza ks. Rafał Nowina.

To cenna i niespodziewana uwaga badaczki. Autor Officium Secretum przed napisaniem swojej powieści miał wprawdzie świadomość istnienia „katolickiego realizmu” i znał niektóre zaliczane do niego utwory, natomiast nigdy nie brał pod uwagę, że jego thriller – przynajmniej w niektórych aspektach – okaże się wręcz bardziej katolicki!

Określenie „dwuznaczna postać” jest na miejscu także ze względu na sposób, w jaki modli się o. Gliński, ponieważ do tego celu służą mu nie tylko teksty modlitw katolickich czy w ogóle chrześcijańskich. Zarówno jako sentencje, którymi się kieruje, jak też pomoc do prowadzonych rozmyślań modlitewnych, wykorzystuje wersety z Koranu lub np. rozważania saraceńskiego mistyka Ibn ʾArabiego. Ponadto brewiarz nie zawsze służy zakonnikowi do modlitwy, ale też do szyfrowania pliku w komputerze, w którym zamieszcza zbyt osobiste treści, by mogły być ujawnione komukolwiek. Jednakże modlitwa zakonnika zawsze jest szczera, nawet wówczas, gdy z jej pomocą potrafi strategicznie rozegrać trudne sytuacje, czy wtedy, gdy wykorzystuje ją instrumentalnie – np. do wyciszenia czyichś emocji.

Wydaje się, że na przestrzeni powieściowej fabuły dawny „podwójny agent” uporał się ze swoją przeszłością i dane mu było uporządkować swoje sprawy, a nawet wyprostować ścieżki życia kilkorga innych osób. Oczywiście powieść sensacyjno-kryminalna musi toczyć się wartko, mieć nieoczekiwane zwroty. Licząc się z tymi wymogami, Wroński potrafi jednak włączyć do charakteru dominikanina-detektywa skomplikowaną problematykę jego wnętrza [...].

Wnioski końcowe M. Ołdakowska-Kuflowa zaczyna wprawdzie od oczywistej konstatacji, że w związku ze swymi wymogami literackimi powieść na polu opisu stanów duchowych czy przeżyć modlitewnych jest mniej adekwatną formułą niż poezja. Natomiast interesujące są obserwacje dotyczące współczesnych strategii powieściowych, wyraźnie różnych niż w dawnej powieści katolickiej. Bo chociaż autorka zauważa, iż mimo „swego rodzaju optymizmu” nowej generacji „powieści katolickiej” („generalnie księża, zwłaszcza jako postaci pierwszoplanowe, są bohaterami pozytywnymi”),

zagadnieniem najbardziej oczywistym i jednocześnie najsłabiej obecnym jest Bóg.

Interesujące, że mimo odmiennej problematyki swojego artykułu, ks. dr Grzegorz Głąb kończy swoje rozważania wnioskiem nader podobnym:

Czy będziemy wkrótce świadkami odrodzenia powieści katolickiej, chociażby tej z lat trzydziestych XX wieku? Jeśli uwzględni się tylko dokonania twórców tutaj omówionych [tj. Jana Grzegorczyka, Macieja Grabskiego, Piotra Kobzy i M. Wrońskiego], można powiedzieć, że nie.

Spod swej kategorycznej oceny wcześniej wyłącza jednak książkę ostatniego twórcy i wyraźnie sytuuję ją poza głównym nurtem „powieści katolickiej”, bo

chociaż „sprawy kurialne” zostały włączone do głównego wątku wydarzeń fabularnych, to jednak nadana im przez autora charakterystyka (Kościół jako instytucja informacyjno-wywiadowcza) skłania do odczytywania Officium Secretum bardziej jako utworu sensacyjnego, kryminalnego niż literacką próbę odtworzenia rzeczywistości eklezjalnej.

O ile ks. G. Głąb śledzi literackie diagnozy Grzegorczyka, Grabskiego i Kobzy jako głos serio, to w przypadku Wrońskiego wydają się zastanawiać autora raczej odmienności i (przypadkowe?) zbieżności w kreacji postaci duchownych i hierarchów, mimo skrajnie różnych założeń literackich. Pisze:

[...] twórca poruszył wiele tematów elektryzujących od lat polską opinię publiczną, między innymi kwestię lustracji, obecności Kościoła w życiu publicznym czy wreszcie zakulisowych, brudnych gier politycznych. Głównym bohaterem dzieła uczynił „psa Pańskiego” – dominikanina, ojca doktora Marka Glińskiego. Marcin Wroński – w odróżnieniu od omówionych dotąd postaci duchownych – wykreował ojca Marka na kogoś w rodzaju watykańskiego Jamesa Bonda. I chociaż postać ta wydaje się zdecydowanie bardziej skomplikowana niż agent 007, to posturą bardziej przypomina komandosa niż zakonnika. Dominikanin jawi się w powieści Wrońskiego jako bystry i gruntownie wykształcony duchowny do zadań specjalnych, z jednoczesną słabością do luksusowych rzeczy i brakiem odporności na kobiece wdzięki. Ojciec Gliński funkcjonuje w przestrzeni utworu na dwóch płaszczyznach: oficjalnej – jako wykładowca KUL-u i nieoficjalnej – jako wysłannik tajnego watykańskiego Officium, czegoś w rodzaju kościelnego wywiadu. Celem działań duchownego uczynił Wroński dyskretną misję, zmierzającą do rozwikłania tajemnicy klasztoru w Kazimierzu nad Wisłą, kryjącego prawdopodobnie ważne dla Kościoła dokumenty, a także – jak gdyby przy okazji – spacyfikowania buntu betanek. Duchowny z Officium Secretum to agent z przeszłością. Jak dowiadujemy się z treści utworu, ojciec Gliński był w latach osiemdziesiątych XX wieku agentem bezpieki, a dokładnie – podwójnym agentem, który dał się zwerbować do służby państwowej za przyzwoleniem i pouczeniem tajnych komórek kościelnych, by w ten sposób służyć Bogu i Kościołowi.

 

W tej opowieści o tajemnicach katolickich archiwów à la Dan Brown pojawia się także postać arcybiskupa metropolity lubelskiego. [...] Figura hierarchy w ujęciu Wrońskiego jawi się pozytywnie, mimo umieszczonej w narracji sugestii o braku skromności arcybiskupa. Metropolita lubelski, podobnie jak biskupi z dzieł Grzegorczyka, Grabskiego i Kobzy, został zaprezentowany jako głowa Kościoła lokalnego, w oderwaniu od przynależnych biskupowi funkcji pasterskich. Jednak arcybiskup z Officium Secretum to prawdziwy mąż stanu, hierarcha nowoczesny, między innymi publikujący sprawozdania finansowe z powierzonej mu diecezji i biorący czynny udział w życiu publicznym. W zestawieniu z większością postaci biskupów występujących na kartach innych dzieł prozatorskich w XXI wieku, nie jest to postać prowincjonalna, [...] Marcin Wroński wykreował metropolitę na wytrawnego gracza, człowieka mającego wpływy i zasługującego na szacunek [podkreślenia MW].

Oczywiście celem pracy ks. G. Głąba nie była próba deszyfracji pierwowzorów postaci powieści, w tym duchownych, lecz w tym przypadku może dziwić, że tej drugoplanowej postaci nie nazwał, choć opisał znacznie dokładniej, niżby na to zasługiwała w związku ze swoją rolą w utworze. Wszystkie jej cechy jednoznacznie wskazują śp. ks. abpa Józefa Życińskiego i badacz nie mógł tego nie zauważyć. Ostatecznie jednak ważniejsze jest podkreślenie pogranicznego i niepewnego miejsca Officium Secretum na tle „powieści katolickiej”. Z jednej strony samo włączenie jej do przedmiotu badań wydaje się znaczącym gestem (przynajmniej względnej) aprobaty, z drugiej – zwraca uwagę częste podkreślanie obcości:

Obraz duchownych i Kościoła w wyobraźni literackiej Wrońskiego jest diametralnie różny od tego, który został przedstawiony w twórczości pisarzy już wcześniej przywoływanych. W powieści Wrońskiego Kościół instytucjonalny zarówno w wymiarze powszechnym, jak i lokalnym, z sekretnym Officium watykańskim oraz Komisją Ducha i Prawdy, stanowi organizację tajną, mającą rozwiniętą siatkę pozyskiwania informacji i oddanych tej służbie profesjonalnych żołnierzy – agentów w habitach, względnie sutannach. A zatem w ujęciu Wrońskiego Kościół to wyłącznie Kościół-instytucja, którego mechanizmy działania i skala społecznego oddziaływania skłaniają do utożsamienia go z „czarną mafią”.

Zapewne autor tych słów, jako literaturoznawca i duchowny zarazem, ma prawo do takiej oceny, szczególnie że gdy wczytamy się w jego artykuł, „katolickość” Officium Secretum okaże się warta uwagi, zarazem niejasno określona. Jakby autor powieści usiłował równocześnie grać na dwóch odmiennych wrażliwościach czytelniczych: czysto gatunkowej –  dążącej w stronę sensacji i skandalu, oraz właśnie katolickiej –  oczekującej społecznej diagnozy, lecz równocześnie wejścia w sferę sacrum, gdzie M. Ołdakowska-Kuflowa nie bez racji oddała prymat poezji religijnej.

Oba artykuły stanowią nowe spojrzenie na tle wcześniejszych omówień Officium Secretum. Psa Pańskiego, nawet uwzględniając te – bardzo przecież pozytywne – które ukazały się w mediach katolickich. Odmiennym i równie ciekawym zagadnieniem jest diagnoza „katorealizmu”, który u obojga autorów, mimo ich jasnego zaangażowania, wydaje się przypominać Kościół bez Boga. Albo kryminał bez trupa. W tej konfiguracji powieść Wrońskiego coś wnosi lub nie wnosi, ale przynajmniej prowokuje.


 

Sławomir Buryła, Kryminalny Lublin, „Fa-art” 2013 nr 3 (93)

Wydany z tradycyjnym opóźnieniem w 2014 r. „FA-art” 2013 nr 3 (93) przynosi obszerną recenzję Pogromu w przyszły wtorek pióra prof. Sławomira Buryły, zajmującego się zwykle nie kryminałami, ale literaturą Zagłady. Jak przyznaje:

kryminał to nie jest gatunek bliski moim czytelniczym preferencjom. [...] Nie pojmuję również współczesnej fascynacji kryminałem. Mimo to muszę przyznać, że Pogrom w przyszły wtorek to porcja dobrej literatury, dla której nie żal czasu spędzonego na lekturze.

S. Buryła nieprzypadkowo w pierwszych zdaniach recenzji odwołuje się do „fundamentalnej, przełomowej i fascynującej” monografii Wielka trwoga Marcina Zaremby i stwierdza:

Najnowsza powieść Marcina Wrońskiego mogłaby stanowić znakomitą ilustrację do rozpoznań warszawskiego historyka. Przynosi bowiem wizję świata, który jeszcze nie otrząsnął się z wojennego chaosu i anarchii, świata przesiąkniętego knajacką mentalnością. [...] Shoah nie znajduje się w centrum opowieści Wrońskiego. Los Żydów w czasie okupacji to jednak istotny punkt odniesienia. Choć nie stanowi ona przedmiotu szczególnych zainteresowań narratora, kryminalna zagadka śmierci kolejnych osób jest powiązana z okupacyjnym szmalcownictwem i antysemityzmem. [...] Bez kontekstu, jaki wnosi Holocaust, nie byłoby intrygi kryminalnej.

Jego zdaniem,

jedną z największych zalet Pogromu w przyszły wtorek jest niezwykle sugestywnie i skrupulatnie zrekonstruowany pejzaż powojennej codzienności. [...] Oczywiście przemiany polityczne – tak jak Zagłada – stanowią trudny do wyrugowania komponent kryminalnej intrygi, ale myliłby się ten, kto oczekiwałby po książce Wrońskiego opowieści o pierwszych miesiącach wojny domowej z czarno-białymi charakterami. Wprawdzie autentycznymi oprawcami są tu głównie ubowcy i kryminaliści, ale żołnierze podziemia też nie są bez winy.

Recenzent wskazuje na szeroką paletę postaci, reprezentujących zwłaszcza kryminalistów i spekulantów. Oczywiste staje się zatem porównanie stylistyki powieści z kinem noir, niemniej S. Buryła dostrzega też interesującą różnicę:

Zamiast ulic zachodnich metropolii, nowoczesnych, rozwiniętych, ale skrywających pod powierzchnią podziemny półświatek, mamy ruiny i powstające nowe miasto – nie tyle zresztą w wymiarze architektonicznym, ile społecznym. Proces odbudowy nie dokonuje się wszakże na fali znanego z dziejów stolicy entuzjazmu, nikt tu nie fetuje wyzwolenia i zwycięstwa nad hitleryzmem. Może lepiej powiedzieć, iż jest to miasto gnijące.

Natomiast w konwencję noir wpisuje się postać głównego bohatera, byłego komisarza Zygmunta Maciejewskiego.

Komisarz nie jest [...] – jak w tradycyjnym kryminale – krystalicznie czysty. Nie przekracza oczywiście pewnych granic moralnych, może nawet niekiedy bardziej udaje twardziela i bezwzględnego typa, niż nim jest, ale choćby praca w Kripo (Kriminalpolizei) ujmuje nieco jego świetlanej postaci. Dzięki temu wszakże Maciejewski zyskuje na autentyczności, a przede wszystkim nie kontrastuje z dwuznaczną moralnie atmosferą Lublina. Dobrze wtapia się w tło. Co równie ważne, Wroński – jak jego bohater – nie wierzy w całkowicie szczęśliwe zakończenia. Są nieżyciowe, nieprawdziwe.


 

Robert Więckowski (SWPS), Śledztwo w osnowie stereotypu, legendy i przemilczenia. Wątki żydowskie w polskich współczesnych powieściach sensacyjnych, „Kultura Popularna” 2015 nr 3 (45) [pobierz]

Figura Żyda czy wątki związane z determinowanymi historią relacjami polsko-żydowskimi nie stanowią zwykle centrum fabuły polskich współczesnych powieści kryminalnych. Stosunkowo łatwo można jednak odnaleźć powstałe w ostatnich latach narracje sensacyjne, które uwzględniają, w mentalnej lub fizycznej przestrzeni kreowanego świata, obecność społeczności żydowskiej

– pisze autor i jako przykłady wskazuje Ziarno prawdy Zygmunta Miłoszewskiego oraz Martwe popołudnie Mariusza Czubaja, lecz wyjątkowo dużo miejsca poświęca Pogromowi w przyszły wtorek M. Wrońskiego. Omawia – w porównaniu z powieścią Miłoszewskiego – narracyjne zastosowanie figury mordu rytualnego, by trafnie zauważyć:

Ważniejszy niż legenda o zabójstwie w celu zdobycia krwi na macę jest w powieści Wrońskiego rozrachunek z czasami budowania „demokracji ludowej”, z tworzonymi wówczas lub odświeżanymi stereotypami, z przemilczanymi przez wiele lat funkcjonowania powojennej Polski faktami

– czyli żywą jak bodaj nigdy wcześniej figurą żydokomuny. Tu warto pochylić się nad skrupulatnością i wrażliwością czytelniczą autora artykułu, bowiem poza oczywistymi punktami fabuły zauważa żywotność stereotypu nawet w pozornie mało znaczących dialogach.

Zmiany w społeczności żydowskiej powieściowego Lublina zauważają wszyscy, nawet wycofany z życia społecznego i wspominający z rozrzewnieniem czasy przedwojenne złodziej Myszkowski, który, tak samo jak wielu dookoła, przyjmuje dyktowaną przez politykę antysemicką retorykę: „Żydowski paser to był paser, targować się targował, nie oszukał nigdy! Ale to byli nasi Żydzi, lubelscy, swoi! A to, co się teraz przyplątało, żydokomuna cholerna!”.

Przywołuje w tym kontekście ostatnie słowa, jakie słyszy ocalały z obozu śmierci Sobibór Wasertreger („Bezpieczniacka świnio! […] Zdychaj, Żydzie!”), wspomina pojawiające się na kartach powieści ulotki antysemickie, także trafnie rozszyfrowuje niedopowiedziane przecież w utworze żydowskie pochodzenie antagonisty głównego bohatera, majora UBP Grabarza. Co ważniejsze, autor podkreśla to, że

Wroński podejmuje jednak dyskusję z zakorzenionym w powszechnej świadomości przekonaniem o masowości wsparcia udzielanego przez Żydów władzom komunistycznym. Portretuje Żydów i czyni z  nich społeczność wielobarwną [...]. Większość nie ma nic wspólnego z polityką, są między innymi gangsterami, przedsiębiorcami, organizatorami życia żydowskiego, syjonistami, lekarzami. Zajmują się tym, czym w powieści zajmują się też Polacy, czyli przede wszystkim układaniem sobie życia po wojnie. Kto zginąłby więc w pogromie? Byliby to przede wszystkim Żydzi niemający nic wspólnego z nowym porządkiem. Takie rozłożenie akcentów sprawia, że Wroński transponuje do narracji popularnej sąd obecny do tej pory przede wszystkim w dyskursie naukowym.

To bardzo ważna uwaga, podobnie jak kolejna:

Stereotyp żydokomuny zostaje dodatkowo zdekonstruowany przez jeszcze jedno rozwiązanie fabularne. Okazuje się, że do pogromu pod hasłem walki z żydokomuną nie zachęcają środowiska niepodległościowe, ale wydarzenia prowokuje wysoko postawiony w lubelskim aparacie partyjnym towarzysz Walak. [...] Józef Walak to jedna z najczarniejszych postaci Pogromu w przyszły wtorek, a uczestnictwo w siłowym ustanawianiu komunizmu nie jest jego jedyną winą. Śledztwo Zygi Maciejewskiego, wspieranego przez aparat bezpieczeństwa, doprowadza do odkrycia, że Walak i jego żona Iza to para wojennych szmalcowników. [...] Powód szmalcownictwa jest typowy – Walakowie robią to z chęci zysku. Pieniądze przydają się jednak, co również potwierdza Walakowa, do zrobienia kariery politycznej.

Zaś takie postawienie akcentów przez pisarza, chociaż z punktu widzenia czysto gatunkowego oczywiste, okazuje się wcale niepowszechne w literaturze polskiej, w której szmalcownik był zawsze przedstawicielem marginesu społecznego. I znów badacz zauważa trafnie:

Lektura Pogromu w przyszły wtorek nie doprowadzi do diametralnej zmiany tego nastawienia. Walakowie to degeneraci moralni, osoby zdolne, z chęci zysku, do największych zbrodni. Wyjściem poza schemat portretowania szmalcowników jest jedynie sposób spożytkowania zdobytych pieniędzy, a więc wykorzystanie ich do zrobienia kariery w komunistycznym aparacie władzy. Wroński prowadzi tę intrygę przekonująco, tworząc nową perspektywę poznawczą.

Niestety, mimo nowych odczytań nieobecnych dotąd w dyskusji i dyskursie nad Pogromem..., autor artykułu wpisał w swoją analizę powieści poważny błąd założycielski, z góry zakładając jej wyłączną narratywność i pomijając istotne elementy przynależne historyczności.

Autor Pogromu w przyszły wtorek (Wroński, 2013) sięgnął do historii pogromów, które zdarzyły się w Polsce zaraz po wojnie i przeniósł obecne w Krakowie i w Kielcach mechanizmy do powojennego Lublina

– tak rozpoczyna się omówienie utworu i rodzi konsekwencje. Wroński bowiem nie „przeniósł”, ale wykorzystał poboczny, chociaż dostrzegalny nawet w popularyzatorskiej literaturze przedmiotu, fakt niedoszłego pogromu lubelskiego (m.in. Marcin Zaremba, Wielka Trwoga). Przy takim założeniu nie ma już konieczności sięgać np. po pierwowzór postaci Wasertregera, czyli literacką figurę Leona Feldhendlera (m.in. Hanna Krall, Wyjątkowo długa linia), ani tym bardziej dociekać przyczyn wyboru poszczególnych rozwiązań fabularnych. Pisząc:

zaproponowany przez Wrońskiego sposób rozładowania ulicznych zamieszek jest zresztą słabszym, mniej przekonującym fragmentem powieści

Robert Więckowski ma niewątpliwie rację – ale jako krytyk literacki. Dodajmy: krytyk sumienny i wrażliwy. Jako badacz popełnia jednak grzech zaniechania.